sobota, 2 sierpnia 2014

Samorządowe Kolegium Odwoławcze - teoretycznie mediator, faktycznie strona sporu.

Odniosłem niezmiernie przykre wrażenie uczestnicząc przed Samorządową Komisją Odwoławczą w sporze z Miastem o tzw. "użytkowanie wieczyste", że to ona jest ona stroną sporu a nie Miasto, które na rozprawie milczało.

Wzywanni byliśmy indywidualnie. Cóż spór nasz, mieszkańców spółdzielczych mieszkań, z miastem o możliwość uwłaszczenia naszych zakupionych po rynkowych cenach mieszkań a następnie gruntów pod nimi zawsze był zbiorowy.Niech będzie. Spodziewałem się i nastawiłem na to, że każdy w spokoju będzie mógł przedstawić swój przypadek. Okazało się jednak, że nasz blok bez żadnego klucza podzielono. Jedni dostali wezwania, jedni nie, a potem wzywano nas po nazwiskach w grupach po kilku, bez żadnego klucza.

W rozprawie uczestniczył przedstawiciel miasta. Faktycznie przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej. Nie miał nam nic do zaoferowania ani do wyjaśnienia. Dla tego Pana oczywiście była to rola urzędnicza do odegrania. Miasto nic nie upuści, zgódźcie się bo nie macie innego wyjścia. A ja od przedstawiciela Rzeczpospolitej Polskiej spodziewałem się po pierwsze wyjaśnienia, na czym polega i czemu ma służyć ta niedemokratyczna, feudalna ustawa, która arbitralnie, bez konsultacji społecznych ustaliła, że za naszą własność będziemy faktycznemu feudałowi płacić rocznie procent tej własności ustalony na podstawie wyceny niezabudowanej działki która nijak nie ma się do działki na której znajduje się nasz dom spółdzielczy.

Protokolant nie był zdolny do rzeczowego zapisu przebiegu spotkania.  Nie umial pisać bezwzrokowo, dziesięcioma palcami. Zaprotokołowania zdania mieszkańców trzeba było zażądać. I dwukrotnie powtórzyć, podyktować.
Nie protokołował dokładnie tego, co zostało powiedziane w majestacie Pańswa Polskiego, w obecności godła. Spotkania w którym przedstawiciele samej komisji odwoławczej wypowiadali treści świadczące raczej o przychylności miastu niż o bezstronności. Składnie wypowiedziane zdania mieszkańców nie spotykały się z kontrkomentarzem komisji czy miasta. Nie były protokołowane. Niedoświadczony mieszkaniec juz rozproszony, rozkojarzony nieskładnie wyrażał po raz drugi i trzeci swoje wątpliwości, nie mając wiedzy prawnej i nie będąc wspomaganym przez komisję ani zderzajac się z milczącym reprezentantem miasta wypowiadał coś nieskładnie a protokolant nadążył to zapisać albo nie. To nie jest mediacja.

Komisja sygnalizowała, że nie ma czasu na nas, że nasz czas się skończył i że czekają liczni następni, a przecież sama odpowiada za skandaliczne rozbicie mieszkańców i za organizację tych pseudo-mediacji.

Ponadto, zasygnalizowała, że nasze spotkanie ogranicza się do kwestii precyzyjności wyceny. Np. powołanie się na punkty Konstytucji RP i wykazywanie, że opłata jest bezprawna ponieważ łamie przepisy konstytucyjne do własności i prawa do równego traktowania (większość miast zgodziła się na uwłaszczenie obywateli, pozostały te najbardziej chciwe i wrogie mieszkańcom), były dla komisji NIE NA TEMAT.
Nie na temat było też pokazanie historii, jak zakup naszych mieszkań za oszczędności często całego życia (zdezawułowane inflacyjnie, częściowo rozkradzione) naszych rodziców, po cenach rynkowych, uprawnił nas do ani dzierżawy ani własności. I jak się nas wywłaszcza potęgując obciążenia fiskalne oparte jakoby na cenach rynkowych mieszkań, cenach wynikających m.in. z nierównowagi rynku pracy i ilości mieszkań na mieszkańca w Polsce. Fizycznie teren, na którym znajduje się nasz blok, jest podmokły, blok się zapada i przekrzywia, podczas powodzi nasze osiedle zaznaczono jako zalewowe. Nie będzie to miało odniesienia do wyceny, ponieważ jesteśmy gotowi zapłacić każdą cenę za dobro rzadkie, jakim jest mieszkanie i za możliwość pracy w metropolii bo nie ma jej na prowincji. To nie nasza wina, że tak jest, tylko polityki rządu RP. Żaden inny kraj w Unii nie stosuje formy feudalnej własności i nie wywłaszcza tak obywateli.

To nie było na temat. Nie zostało zaprotokołowane. Podpisać i wyjść.

Co drodzy czytelnicy zrobilibyście na moim miejscu? Czy to jest już moment, by sprawę nagłośnić, przesłać petycję do rzecznika praw obywatelskich... nie naszego... ale Unii Europejskiej?

Zapłaciliśmy za mieszkania ceny rynkowe, potem wyciągnięto od nas pieniadze za tzw. przekształcenie mmieszkań spółdzielczo-własnościowych w własnościowe. Potem pod byle pretekstem i zaporowymi warunkami  (konieczność zgody większości mieszkańców, żadnych działalności gospodarczych pod adresem zameldowania) odmówiono nam uwłaszczenia. Terenu nie ujęto w programach rewitalizacyjnych. Nie ma świateł na ruchliwych przejściach dla pieszych prowadzących do szkoly. Zafundowano nam liczne przybytki hazardu i sprzedaży alkoholu w pobliżu przedszkola, placu zabaw i mojego bloku, w odległości 50m. Był nawet ogródek piwny wychodzący na plac zabaw. Krzyki, pocięte opony, ukradziono nam jeden samochód. Policji nie widać. Warszawski slams z woli miasta. I godzina dojazdu do pracy w komunikacji miejskiej (polikwidowane połączenia, brudna i niedziałajaca klimatyzacja, tłok ponad bezpieczny limit projektanta autobusu no i uważajcie na kieszenie i plecaki)

Uważam, że traktujecie (SKO i Władze Miasta) mieszkańców podle po to, by nas, w tym liczne rodziny wielodzietne, emerytów, wywłaszczyć. Nie służycie mieszkańcom ale traktujecie ich jak chłopów pańszczyźnianych. Nie przepuszczę tego. Powinniście się bardzo wstydzić. Tak bardzo jesteście czuli na to co Zachód powie. Spróbujmy w takim razie czy pomoże nam Rzecznik Praw Obywatelskich Unii Europejskiej. Adres znam, angielski też.  Tu chodzi o tych biednych emerytów, o rodziny wielodzietne, o przysłowiowego już urzędnika, któremu się wyrwało, że Powstaniec Warszawski nie musi mieszkać w kamienicy w Centrum Warszawy. Pismo wyjdzie nim wrócicie z urlopów.